Opowieść o chwili dla siebie!
Nie chcąc szargać nazwiska w obcej dzielnicy, w miejsce karteczki domofonowej, zakleiłam taśmą w kropki. Panowie od porządków lubią kropki. Domofon budzi mnie z letargu. Letarg to wspaniały... sama w domu, kawa z bałwankiem i porcja zaległości.
W związku z tym, że jestem sama mogę się przyznać... W sumie... to mogłabym się dać zaaresztować za jeden
gram czegoś! Najchętniej na plaży!
I pojechałam. Chciałam żeby:
a) wiało
b) prało żabami
c) przewietrzyło mi mózg.
Było cudnie. Dwa dni.
a) kawa na wynos
b) molo
c)przyjaciółka
d)pełne słońce
I wystarczy tylko coś zaplanować...
i może się uda, kiedy następne lato minie...
Tym czasem błagam sama siebie... nie trać czasu!
No dobrze... czasem trwonię... na głupoty. Ale tylko takie, które lubię!
W porze obiadu chciałabym zjeść obiad. Najczęściej wtedy nie czuję głodu. Na szczęście jest ktoś, kto mnie za to karci!
Kiedy potrzebne mi leżenie najczęściej nie ma na to szans.
Staram się żyć nie krytykując. Ale to takie trudne!
Daję się ponieść fantazji.
Dużej fantazji.
Jeszcze większej fantazji, żeby zrozumieć różnice płci. Jak dobrze, że są!
Moja prababcia mawiała mi: masz zimne nogi? To jesteś trzy dni przed śmiercią!
Babine słowa... bezcenne!
Tak jak życzenia płynące z serca!
Szczególnie bożonarodzeniowe.
To tyle kolażowych zaległości!
Szczęśliwego popołudnia!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą collage. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą collage. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 13 lutego 2014
poniedziałek, 10 lutego 2014
Opowieść o tym, że czas ucieka mi!
Drugi tydzień ferii. Siedzimy sobie w oknie zadowoleni z naszej wspólnej pracy. Ładnie sobie mój sześciolatek rozplanował dwa wieżowce co płaczą. Buźka uśmiechnięta zyskała dzień. Druga krzyczy w noc gęstą od bieli. Ja chcę ilustrację zachować, sześciolatek chce sprzedać. Ma parcie na pieniądz. Zbiera na makietę świadom w pełni, że brakuje mu jeszcze kilku tysięcy.
Trzy dni z kolegą.
Zbudowali sobie makietę z dostępnych materiałów. Na chwilę zapomnieli ile to kasy będą potrzebować. Przemeblowali pokój. Ogłosili na szybach, że będzie dyskoteka, bo sześciolatki kochają disko.
Włoskie,
polskie
i zagraniczne - jak mowią!
Potem nastał wieczór! Przyszła koleżanka. Pięć lat. Zakochała się podczas dyskoteki. Uwiła chłopcom gniazdko do spania. Ciociu pomogę, Ciociu odkurzę te szpary w materacu, bo w nich piasek znad morza jeszcze siedzi. Ciociu co jeszcze mogę? Tak sama z siebie. One. Te córki są z innej planety. I to jest cudowne!
Przyjaciele się czasem kłócą. Potem jeden wyciąga rękę, a drugi nie chce. Potem ten co nie chciał chce, a ten co chciał właśnie się rozmyślił. Jakoś to szybko u nich się zmienia. Nie to co u dorosłych. Fochy i mucha w nosie najprościej z zazdrości. Błagam. Nie dorośnijcie nigdy!!!
Drugi tydzień ferii. Siedzimy sobie w oknie zadowoleni z naszej wspólnej pracy. Ładnie sobie mój sześciolatek rozplanował dwa wieżowce co płaczą. Buźka uśmiechnięta zyskała dzień. Druga krzyczy w noc gęstą od bieli. Ja chcę ilustrację zachować, sześciolatek chce sprzedać. Ma parcie na pieniądz. Zbiera na makietę świadom w pełni, że brakuje mu jeszcze kilku tysięcy.
Trzy dni z kolegą.
Zbudowali sobie makietę z dostępnych materiałów. Na chwilę zapomnieli ile to kasy będą potrzebować. Przemeblowali pokój. Ogłosili na szybach, że będzie dyskoteka, bo sześciolatki kochają disko.
Włoskie,
polskie
i zagraniczne - jak mowią!
Potem nastał wieczór! Przyszła koleżanka. Pięć lat. Zakochała się podczas dyskoteki. Uwiła chłopcom gniazdko do spania. Ciociu pomogę, Ciociu odkurzę te szpary w materacu, bo w nich piasek znad morza jeszcze siedzi. Ciociu co jeszcze mogę? Tak sama z siebie. One. Te córki są z innej planety. I to jest cudowne!
Przyjaciele się czasem kłócą. Potem jeden wyciąga rękę, a drugi nie chce. Potem ten co nie chciał chce, a ten co chciał właśnie się rozmyślił. Jakoś to szybko u nich się zmienia. Nie to co u dorosłych. Fochy i mucha w nosie najprościej z zazdrości. Błagam. Nie dorośnijcie nigdy!!!
piątek, 31 stycznia 2014
Opowieść o tym, że w tym świecie mają szansę tylko piłkarze!
Najpierw zbierałam kartki imieninowe. Z kwiatkami. Mogłam bawić się w koncert życzeń. Byłam Krystyną Loską, czytałam na głos ręcznie pisane życzenia, a potem z magnetofonu odtwarzałam nagraną z radia Krystynę Prońko. Zbierałam też długopisy. Najcenniejszy był taki na cztery wkłady i ten, co mi go babcia z Częstochowy przywiozła. Duży, z paieżem. Wałęsowski.
Zbierałam papierki po czekoladach. Sreberka zwane złotkami. Nalepki z bananów, którymi wykleiłam całą szafkę. Plakaty ze świata młodych. Kim Wilde była zawsze najładniejsza. Podbierałam bratu znaczki z reprodukcjami dzieł sztuki. Można więc uznać, że znaczki też zbierałam.
Mój chłopak miał jednak najdziwniejsze zbieracze hobby o jakim kiedykolwiek słyszałam.
Mój chłopak zbierał nalepki z chlebów.
Z różnych chlebów. Z różnych piekarni. Z całego Kieleckiego.
Odrywał je starannie, a te co się oderwać nie chciały wykrawał nożem.
Takich chłopaków dziś już nie ma.
Imieninowe kartki mają drukowane życzenia. Nic w nich od serca.
Imienin to się nie obchodzi.
Tak jak Prońko śpiewa, to już nikt. A z resztą... po co nam druga Prońko!
Długopisy tylko reklamowe po domach. Jak ołówek, to z Ikea.
Dzieci nalepkami z bananów gardzą i wizerunki piłkarzy zbierają.
Moim mężem jest ten chłopak od nalepek z chlebów. No nie mogło być inaczej!
Uściski!
Najpierw zbierałam kartki imieninowe. Z kwiatkami. Mogłam bawić się w koncert życzeń. Byłam Krystyną Loską, czytałam na głos ręcznie pisane życzenia, a potem z magnetofonu odtwarzałam nagraną z radia Krystynę Prońko. Zbierałam też długopisy. Najcenniejszy był taki na cztery wkłady i ten, co mi go babcia z Częstochowy przywiozła. Duży, z paieżem. Wałęsowski.
Zbierałam papierki po czekoladach. Sreberka zwane złotkami. Nalepki z bananów, którymi wykleiłam całą szafkę. Plakaty ze świata młodych. Kim Wilde była zawsze najładniejsza. Podbierałam bratu znaczki z reprodukcjami dzieł sztuki. Można więc uznać, że znaczki też zbierałam.
Mój chłopak miał jednak najdziwniejsze zbieracze hobby o jakim kiedykolwiek słyszałam.
Mój chłopak zbierał nalepki z chlebów.
Z różnych chlebów. Z różnych piekarni. Z całego Kieleckiego.
Odrywał je starannie, a te co się oderwać nie chciały wykrawał nożem.
Takich chłopaków dziś już nie ma.
Imieninowe kartki mają drukowane życzenia. Nic w nich od serca.
Imienin to się nie obchodzi.
Tak jak Prońko śpiewa, to już nikt. A z resztą... po co nam druga Prońko!
Długopisy tylko reklamowe po domach. Jak ołówek, to z Ikea.
Dzieci nalepkami z bananów gardzą i wizerunki piłkarzy zbierają.
Moim mężem jest ten chłopak od nalepek z chlebów. No nie mogło być inaczej!
Uściski!
czwartek, 26 grudnia 2013
Opowieść o dokarmianiu!
Szczerbata sześciolatka czeka pierwszej gwiazdki. Spakowała do reklamówki ulubioną kolorowankę i kilka kredek. Śnieg skrzypi pod czerwonymi "Relaksami". Wandachowicze, Ropęgi, Borysy, Denuszki, Sobieryny, Madeje, Przybysze, jedne Kłodasie, drugie Kłodasie... małe paluszki zmarzły mijając dziewięć domostw.
W oknach domu dziadków iskrzą się staromodne światełka.
Szczerbata sześciolatka nigdy nie zapomni tej wigilii. Po powrocie do domu przekona się, że plastikowy telefon ze słuchawką na sznurku, nie jest w stanie połączyć się ze świętym Mikołajem.
Szesnastolatka nie lubi świąt. Przeżywa je szybko i niechętnie. W domu są ludzie, z którymi nie chce dzielić się opłatkiem.
Dwudziestosześcioletnia dziewczyna spędza kolejne święta poza domem, bez choinki, reniferow i innych badziewnych sekwencji. Cieszy się, że idzie we wigilię do pracy. Zarobi trochę więcej kasy. Może kupi sobie buty.
Trzydziestoletnia kobieta patrzy na swego trzymiesięcznego synka i myśli o nadchodzących świętach. Pierwszych razem. Jest choinka.
Trzydziestosześcioletnia mama wie, że od niej zależy to, jakie wspomnienia będzie miał jej syn. Skromnie, bez migających natarczywie światełek. Na choince kilka pierników. Barszcz co wyjątkowo dobry wyszedł. Świąteczny długi spacer. Łyżwy. I gdyby miała telewizję, byłaby gotowa obejrzeć Kevina, co sam w domu został.
Wszyscy karmimy się wspomnieniami.
poniedziałek, 21 października 2013
Opowieść o tym, że sąsiad to ważna sprawa.
Na wsi sąsiad jest jak rodzina. Na wesela się zaprasza, potem na chrzty kolejne. Nie pójść na pogrzeb sąsiada to grzech i na sponiewieranie ludzkie narazić się można.
Ten z prawej, to mnie kiedyś w amoku pijackim pomylił z własną córką. Wrzasnął do ucha: Agniecha do domu!!! Ptaki spłoszone krzykiem brata usiadły zaraz na drzewach, bo ja krzyczeć nie mogłam!
Koc, co płaszcz rycerski udawał, opadł na mech.
Nadgarstek uwolniony przez mamę jednym policzkiem celnie wymierzonym.
Wrócona pamięć wygnała na chwilę obłęd z oczu.
Głos w gardle uwięziony wydostał się teraz i raz jeszcze ptaki spłoszył.
Ten z lewej pomagał dziadkom przy sianokosach. Tak po sąsiedzku, za wódki kieliszek.
Wtoczył raz jeden wóz z sianem do stodoły dziadkowej tak, że głową o gwóźdź wystający z belki zawadził. W sianie skoszonym maki wyrosły, a już więcej na nie nie wlazłam. Bliznę na głowie oglądać musiałam za każdym razem, kiedy nas odwiedzał.
Ten trzeci, z przeciwka, miał dziwne perfumy i psa, który ujadał zajadle do nocy późnej. Kiedy drewniany płot z desek zastąpiła fikuśna brama okazało się, że pies jest mniejszy niż szpary w nowym ogrodzeniu. Pies zyskał wolność, a ja bałam się wracać bez kija do domu.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena 100 PLN
poniedziałek, 23 września 2013
Opowieść o tym, że malować każdy może, tylko, żeby to malowanie było autentyczne!
Pewnej ciepłej, wrześniowej soboty, 29 osób miało namalować obraz.
Na obraz złożyć się miały elementy typowe dla współczesnego miasta:
kamienica, rower, człowiek z bagietką, komin fabryczny, gołąb, pies, psia kupa, most, znak: nakaz skrętu w lewo, droga na Ostrołękę, pojemnik na szkło, kwaśny deszcz, autobus, fontanna, ławka, drzewo, latarnia...
Środek wyrazu: czarna farba, pędzle różnej grubości
Utrudnienia:
Pozyskanie tematu drogą losowania!
Praca po omacku!
Najpierw strach, potem radość;)
Praca zespołowa i bezinteresowna pomoc kolegi: bezcenne zjawisko;)
Progressssssss;)
No i mamy kompozycję otwartą, ekspresyjną, wymagającą lekkiego retuszu opisowego i odrobiny koloru;)
Typografia na płótnach jest modna!
Dwie starsze panie zza granicy, myślały że to praca dzieci. W chwili mej nieuwagi, postanowiły wzbogacić kompozycję;)
Jest więc silna potrzeba uzewnętrzniania się.
I może tak ustawić w chmurkowych progach płótno o białej przestrzeni
jeden metr na metr czterdzieści;)
Współczesne miasto wygląda tak!
Dzieło opisane należycie, pojechało do właścicieli, żeby wspomnieli czasem ciepłą wrześniową sobotę!
A na koniec kilka słów od siebie....
Artystów, którzy posługują się tymi samymi środkami wyrazu jest wielu. Nie wymyśliłam tuszu, cienkopisów, kredek. Nie wymyśliłam ptaków, ludzi, domków, jeża i słonia! Najważniejsze, żeby efekt końcowy był autentyczny i wypływał z mózgu!
Dla mnie stało się jasnym, że trzeba być zawsze o krok do przodu!
Uściski;)
środa, 11 września 2013
Opowieść o tym co lepiej, a co gorzej...
Mój pradziadek ogłuchł na starość diametralnie.
Miał dwie córki. Moją babcię i jej siostrę. Obie głuche jak pień. Moja babcia ma czworo dzieci. Padło na moją mamę. Mama głuchnie na jedno ucho szybciej, na drugie wolniej.
Czas na mnie...
Żeby sprawdzić czy proces już się zaczął, zmusiłam doktora Trąbkę, żeby przetestował moje uszy.
Patrząc na Kopiec Kościuszki przeżyłam pierwsze badanie słuchu.
Słuch idealny, uszy czyste!
I pomyślałam, że z dwojga złego... wolę niedosłyszeć, niż niedowidzieć;)
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 100 PLN
piątek, 26 lipca 2013
Opowieść o progu lata.
Dwoje dzieci u progu lata staje.
Wielka cynowa balia wyciągnięta na środek podwórka. Wąż ogrodowy napełnia ją lodowatą wodą. W wodzie pławią się butelki. Etykiety kończą żywot, a oczyszczone butelki schną w trawie. Słońce odbija się w ich równo ułożonych, posegregowanych, brązowych brzuchach.
Zaraz napełnię balię czystą wodą i po południu będę się w niej pławić.
W połowie dnia jestem znudzona. Etykiety na niektórych butelkach trzymają się zbyt długo. Zbyt długo butelki leżą w wodzie. Jestem zła. Rzucam tę robotę!
WODA NIE ZDĄŻY SIĘ NAGRZAĆ!!!
Po południu S cierpliwie pakuje osuszone butelki do torby i robi trzecią rundę do skupu. Ja przyglądam się temu z daleka. Odbijam gumową piłkę o ścianę.
Już wiem, że to on będzie miał pieniądze na lody i kapiszony.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 100 PLN
piątek, 21 czerwca 2013
Opowieść o tym, co tam na Józefa w ten upalny letni wieczór...
Obserwacja turystów. Trochę wina. Praca, którą kocham. Teraz dwie panie zajrzały i się cieszą;)
Uwolnione rysunki przeglądam...
Autobus na Wiśle... jeszcze wiosną wczesną...
a potem... spadł śnieg...
I poszłam do stolarza z ulicy Józefa. Stolarz zasłuchany w "jedyne i prawdziwe" radio...
Wysłuchał mej tyrady i przecząco pokręcił głową!
a potem przyszła odwilż... i lżej na sercu, bo wiosna na progu pracowni ...
Chłopiec uwolniony na drzwiach, jeszcze brązowych! Oooo.... jak ja czekałam na ciepło i czas, kiedy te drzwi wreszcie na biało pomaluję...
a potem spadł śnieg, duuuużo śniegu....
I czas stanął w miejscu. I ręce opadły i skrzydła...
czekanie ma to do siebie, że zawsze się opłaca....
I uwolniłam lisa na Krakowskiej w ciepłych promieniach słońca...
a potem uwolniłam kominiarza....
Na szczęście.
Dał nura w zieloną trawę!
a potem....
W dniu urodzin trzeba się uwolnić. Ja, rower, koszyk, słońce, trawa, wiatr, Wisła, most;)
a potem...
Fala upałów!
Chwilo trwaj!
I lato dziś przyszło...
Z latem. to ja mam tak jak w wierszu Miłosza... najlepsze jest oczekiwanie, bo teraz troszkę mi smutno, że lato zaraz minie!
Dobrego i długiego LATA!!!
wtorek, 18 czerwca 2013
Opowieść o tęsknotach
Tęsknię za robieniem pierścionków ze stokrotek polnych.
Tęsknię za Wyścigiem Pokoju przejeżdżającym przez naszą wieś. Cały dzień siedziałam w przydrożnym rowie i robiłam łańcuch z łodyg mleczy.
Tęsknię za ogniskami sobótkowymi.
Tęsknię za tym, żeby dziadek powiedział : jak złapię tych gówniarzy co mi trawę wydeptali na łące pod lasem, to im nogi powyrywam!
Tęsknię za mokrym śniegiem, przyklejonym do dzierganych rękawic.
Tęsknię za uroczystym zakończeniem roku szkolnego i echem odbijającym słowa...
"już za parę dni, za dni parę"
Zamki tęsknią za smokami...
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
wtorek, 28 maja 2013
Opowieść o planach!
Kiedyś chcieli zamienić duże miasto na małe miasteczko. Miasteczko senne, z ładną drewnianą zabudową i wodą zdrojową do wypicia raz na jakiś czas. Obejrzeli dom, co lekko pochylał się w stronę małej rzeczki przepływającej przez działkę. Dach nowy trzeba i wszystko trzeba, ale już siebie w nim widzieli. Nawet psa.
Jedna z sióstr chciała dom sprzedać, brat też, druga z sióstr nagle się rozmyśliła sentymentalnie.
Bo mama w tym domu się rodziła, bo wszystko co najlepsze w jej życiu, z tego domu wyszło, bo najładniej szumią tu drzewa, a i sąsiad dobry, choć wysokim płotem od brukowanej ulicy odgrodzony.
W mieście dużym zostali i tylko czasem wspomnieniem wrócą i pomyślą o sennym miasteczku i o tym, jaki by teraz ich życie wyglądać mogło...
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
niedziela, 5 maja 2013
Opowieść o śnie sprawiedliwego!
Każdego popołudnia, tuż po obiedzie wsiadał na rower. Stara noga bez przeszkód frunęła nad wysoką ramą i siodełkiem.
Mijały go domy ceglane, otynkowane i jeden pół na pół, z lewej jeszcze drewniany z prawej ceglany.
Rower stawiał przy bramie, w głębokim wjeździe. Najpierw łyk wody. Kubek blaszany i czerwony, powieszony na haku tuż koło kranu na zewnątrz domu, niósł orzeźwienie z głębinowej studni.
Pies ujada ze szczęścia. Stół z ceratą w owoce, ławka. Tu Józef zasiada nim do domu wejdzie. Zerknie w gazetę, co ją wiatr lekko tarmosi. Oczy cięższe, głowa opada i psa ujadanie cichnie.
Mucha brzęczy ocierając się o gazetę. Czasem ręka Józefa będzie chciała odgonić jej natarczywość.
Wychodzę na próg domu i zerkam. Nie mogę się doczekać kiedy drzemka minie i spojrzę w wodnisto - niebieskie oczy. Oczy przewertują najpierw gazetę, jakby chciały przyzwyczaić się na nowo do świata.
"82 letni król, który jest zwolennikiem prac w ogródkach działkowych, raz po raz patrzy na zegarek. Minuty dłużyły się.
Jednym okiem widzi tam, gdzie nie patrzy.Świtało, kiedy wyszedł na spacer.
Miał czas na zachwycanie się widokiem wschodu słońca.
Coś mówiło mu, że WSZYSTKO KIEDYŚ SIĘ ZMIENI...
Pierwszą myślą która, to pewne, są ogródki działkowe całego państwa.
Wobec zbliżającej się wiosny wysyłał depesze do kogo się tylko dało!
Dobrze... dobrze... a tym czasem człowiek umrze tu z głodu."
Nie pamiętam zabaw z mamą. Józef zawsze ma czas, żeby tuż po drzemce, zagrać ze mną w warcaby.
W ten niedzielny poranek zatęskniłam...
Józef był jedynym mężczyzną, przez którego nigdy nie płakałam... poza dniem, kiedy ostatni raz pocałowałam go w czoło.
Tęsknię!
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 80 PLN
czwartek, 18 kwietnia 2013
Opowieść o tym co lubię... czyli porcyjka kolażowa!
Polubiłam chrrrrropowate ściany w pracowni. Dziś mówię, że są rustykalne;)
A to... to pierwszy kolaż, który tam powstał;)
Lubię kiedy wszystko w czasie i przestrzeni znajduje swoje miejsce.
" O duszy" powstał kiedy na fejsbukowym liczniku wskoczyło 666;)
Lubię pracować nocą.
Radzę sobie mimo tego, że wszystkie niemal szpeje mieszkają w pracowni;)
Lubię sobie radzić;)
Lubię wiosnę. Wiosną mam urodziny, wiosną straciłam głowę i dałam się poprosić o rękę, żeby następnej wiosny zostać żoną.
Lubię czekać na wiosnę... choć nie tak długo jak tej zimy;)
Lubię kiedy jest akcja!
Lubię akcenty. "Judasz" to mój jedyny tegoroczny świąteczny akcent.
Wbrew pozorom lubię krótkie zdania;)
P.s. No i mamy pierwszy taki ciepły wieczór... Wyniosłam leżankę wiklinową. Kiedy już dziecię spać pójdzie, zabieram koc i ląduję, żeby popatrzeć w niebo. Pewnie jakaś nowa myśl przyjdzie mi do głowy;)
Polubiłam chrrrrropowate ściany w pracowni. Dziś mówię, że są rustykalne;)
A to... to pierwszy kolaż, który tam powstał;)
Lubię kiedy wszystko w czasie i przestrzeni znajduje swoje miejsce.
" O duszy" powstał kiedy na fejsbukowym liczniku wskoczyło 666;)
Lubię pracować nocą.
Radzę sobie mimo tego, że wszystkie niemal szpeje mieszkają w pracowni;)
Lubię sobie radzić;)
Lubię wiosnę. Wiosną mam urodziny, wiosną straciłam głowę i dałam się poprosić o rękę, żeby następnej wiosny zostać żoną.
Lubię czekać na wiosnę... choć nie tak długo jak tej zimy;)
Lubię kiedy jest akcja!
Lubię akcenty. "Judasz" to mój jedyny tegoroczny świąteczny akcent.
Wbrew pozorom lubię krótkie zdania;)
P.s. No i mamy pierwszy taki ciepły wieczór... Wyniosłam leżankę wiklinową. Kiedy już dziecię spać pójdzie, zabieram koc i ląduję, żeby popatrzeć w niebo. Pewnie jakaś nowa myśl przyjdzie mi do głowy;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)