Opowieść o tym, czego nie widać
Zdarza się i tak, że w Widzejowiszach gwiazd nie widać. Lampy na co drugim słupie też nie buczą. Wyłączone. Znów jesień. Pies czasem zaszczeka. Głupi pies, bo i na kogo?
Siedzimy wtedy, każdy w swim domu. Po co snuć się po świecie, kiedy nic zobaczyć nie można. Świece na stołach porozpalone. Wosk kapie bokiem. Ta wczorajsza lepsza była. Równo się wypaliła. Widać, że i w świecach sprawiedliwość lepsza i gorsza. Trzeba jak kostki cukru chować te lepsze. Może gość jaki przyjdzie. Wyciągnie się i cukier i świecę prostą. I gość pomyśli, że u nas jakoś tak lepiej. Zwyczajny gość. Sąsiad z wódką.
My dziewczynki przyrzekamy sobie potem, że nigdy, przenigdy nie wyjdziemy za mąż. A jak już wyjdziemy, to nie za takiego, co z wódką po wsi chodzi.
Dobranoc
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą postać. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą postać. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 28 lipca 2015
piątek, 20 czerwca 2014
Opowieść o tym, że zima mnie rozleniwiła...
a wiosną trzeba zakasać rękawy! I dobrze. Dysponując taką ilością czasu jak wszyscy, staram się ogarnąć sama ze sobą nie zaniedbując przy tym najbliższych. Dziś, po długiej przerwie w blogowaniu krótka relacja z ostatnich warsztatów. Na świeżo: piękne okoliczności przyrody, Serock nad Zalewem Zegrzyńskiem.
10 dużych płócien naciąganych nocą. Do dyspozycji całe piętro garażowe. Muzyka z głośnika, stukanie młotków i takera, walka z komarami.
Piękna pogoda, las i pierwsi odważni. Najpierw strach potem zdziwienie, że malowanie może być taaak przyjemne;)
Po południu deszcz. Myślałam, że nikt po obiedzie nie przyjdzie. Coca Cola nad głowami i powoli zapełniliśmy wszystkie płótna!
Powstały epokowe dzieła.
Magritte, Chagall, Picasso, van Gogh, Modigliani, Matisse...
Lubię efekt końcowy...
a wiosną trzeba zakasać rękawy! I dobrze. Dysponując taką ilością czasu jak wszyscy, staram się ogarnąć sama ze sobą nie zaniedbując przy tym najbliższych. Dziś, po długiej przerwie w blogowaniu krótka relacja z ostatnich warsztatów. Na świeżo: piękne okoliczności przyrody, Serock nad Zalewem Zegrzyńskiem.
10 dużych płócien naciąganych nocą. Do dyspozycji całe piętro garażowe. Muzyka z głośnika, stukanie młotków i takera, walka z komarami.
Piękna pogoda, las i pierwsi odważni. Najpierw strach potem zdziwienie, że malowanie może być taaak przyjemne;)
Po południu deszcz. Myślałam, że nikt po obiedzie nie przyjdzie. Coca Cola nad głowami i powoli zapełniliśmy wszystkie płótna!
Powstały epokowe dzieła.
Magritte, Chagall, Picasso, van Gogh, Modigliani, Matisse...
Lubię efekt końcowy...
piątek, 31 stycznia 2014
Opowieść o tym, że w tym świecie mają szansę tylko piłkarze!
Najpierw zbierałam kartki imieninowe. Z kwiatkami. Mogłam bawić się w koncert życzeń. Byłam Krystyną Loską, czytałam na głos ręcznie pisane życzenia, a potem z magnetofonu odtwarzałam nagraną z radia Krystynę Prońko. Zbierałam też długopisy. Najcenniejszy był taki na cztery wkłady i ten, co mi go babcia z Częstochowy przywiozła. Duży, z paieżem. Wałęsowski.
Zbierałam papierki po czekoladach. Sreberka zwane złotkami. Nalepki z bananów, którymi wykleiłam całą szafkę. Plakaty ze świata młodych. Kim Wilde była zawsze najładniejsza. Podbierałam bratu znaczki z reprodukcjami dzieł sztuki. Można więc uznać, że znaczki też zbierałam.
Mój chłopak miał jednak najdziwniejsze zbieracze hobby o jakim kiedykolwiek słyszałam.
Mój chłopak zbierał nalepki z chlebów.
Z różnych chlebów. Z różnych piekarni. Z całego Kieleckiego.
Odrywał je starannie, a te co się oderwać nie chciały wykrawał nożem.
Takich chłopaków dziś już nie ma.
Imieninowe kartki mają drukowane życzenia. Nic w nich od serca.
Imienin to się nie obchodzi.
Tak jak Prońko śpiewa, to już nikt. A z resztą... po co nam druga Prońko!
Długopisy tylko reklamowe po domach. Jak ołówek, to z Ikea.
Dzieci nalepkami z bananów gardzą i wizerunki piłkarzy zbierają.
Moim mężem jest ten chłopak od nalepek z chlebów. No nie mogło być inaczej!
Uściski!
Najpierw zbierałam kartki imieninowe. Z kwiatkami. Mogłam bawić się w koncert życzeń. Byłam Krystyną Loską, czytałam na głos ręcznie pisane życzenia, a potem z magnetofonu odtwarzałam nagraną z radia Krystynę Prońko. Zbierałam też długopisy. Najcenniejszy był taki na cztery wkłady i ten, co mi go babcia z Częstochowy przywiozła. Duży, z paieżem. Wałęsowski.
Zbierałam papierki po czekoladach. Sreberka zwane złotkami. Nalepki z bananów, którymi wykleiłam całą szafkę. Plakaty ze świata młodych. Kim Wilde była zawsze najładniejsza. Podbierałam bratu znaczki z reprodukcjami dzieł sztuki. Można więc uznać, że znaczki też zbierałam.
Mój chłopak miał jednak najdziwniejsze zbieracze hobby o jakim kiedykolwiek słyszałam.
Mój chłopak zbierał nalepki z chlebów.
Z różnych chlebów. Z różnych piekarni. Z całego Kieleckiego.
Odrywał je starannie, a te co się oderwać nie chciały wykrawał nożem.
Takich chłopaków dziś już nie ma.
Imieninowe kartki mają drukowane życzenia. Nic w nich od serca.
Imienin to się nie obchodzi.
Tak jak Prońko śpiewa, to już nikt. A z resztą... po co nam druga Prońko!
Długopisy tylko reklamowe po domach. Jak ołówek, to z Ikea.
Dzieci nalepkami z bananów gardzą i wizerunki piłkarzy zbierają.
Moim mężem jest ten chłopak od nalepek z chlebów. No nie mogło być inaczej!
Uściski!
czwartek, 26 grudnia 2013
Opowieść o dokarmianiu!
Szczerbata sześciolatka czeka pierwszej gwiazdki. Spakowała do reklamówki ulubioną kolorowankę i kilka kredek. Śnieg skrzypi pod czerwonymi "Relaksami". Wandachowicze, Ropęgi, Borysy, Denuszki, Sobieryny, Madeje, Przybysze, jedne Kłodasie, drugie Kłodasie... małe paluszki zmarzły mijając dziewięć domostw.
W oknach domu dziadków iskrzą się staromodne światełka.
Szczerbata sześciolatka nigdy nie zapomni tej wigilii. Po powrocie do domu przekona się, że plastikowy telefon ze słuchawką na sznurku, nie jest w stanie połączyć się ze świętym Mikołajem.
Szesnastolatka nie lubi świąt. Przeżywa je szybko i niechętnie. W domu są ludzie, z którymi nie chce dzielić się opłatkiem.
Dwudziestosześcioletnia dziewczyna spędza kolejne święta poza domem, bez choinki, reniferow i innych badziewnych sekwencji. Cieszy się, że idzie we wigilię do pracy. Zarobi trochę więcej kasy. Może kupi sobie buty.
Trzydziestoletnia kobieta patrzy na swego trzymiesięcznego synka i myśli o nadchodzących świętach. Pierwszych razem. Jest choinka.
Trzydziestosześcioletnia mama wie, że od niej zależy to, jakie wspomnienia będzie miał jej syn. Skromnie, bez migających natarczywie światełek. Na choince kilka pierników. Barszcz co wyjątkowo dobry wyszedł. Świąteczny długi spacer. Łyżwy. I gdyby miała telewizję, byłaby gotowa obejrzeć Kevina, co sam w domu został.
Wszyscy karmimy się wspomnieniami.
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Opowieść o przyjaźni!
Białe płatki na powiekach coraz częściej. Spódniczki trzeba ręką obciążyć, by wiatr zdradziecki białych majtek nie odsłonił. Plastikową dziecięcą zastawę szybko trzeba pozbierać do zielonego pudełka po butach. Zaraz będzie burza.
Dwie małe dziewczynki, na jednym kocyku. Całe popołudnie na zabawie w dom spędziły.
Dom to niezwykły.
Dużo zaufania, dużo rozmów podczas gotowania, wspólne wyprawy po rośliny, z których zupa powstanie. Patrzenie w niebo, opieka nad lalkami, zmywanie naczyń.
Nie ma wódki i kłótni. Dom to niezwykły...
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
piątek, 3 maja 2013
Opowieść o tym, że diabeł tkwi w szczególe...
Róża ma dziś po osiemdziesiątce. Jej mąż, krawiec pozwalał mi się przeglądać w owalnym lustrze szafy, kiedy mierzył długość moich ramion. Uszył mi dwa płaszczyki. Czarny i zielony. Czarny służył mi lepiej. Zielony był ciężki.
Za płaszczyki zapłaciła babcia i nic mi o tym nie powiedziała. Kiedy poszłam zapłacić za usługę, stary krawiec chytrze się uśmiechnął i powiedział, że będzie mi wdzięczy, jak przyjdę na jego pogrzeb, kiedy umrze.
Obiecałam. Obietnicy nie spełniłam. Powodu nie pamiętam, ale nie jest mi z tym dobrze do dziś.
Róża opowiedziała mi swą miłosną historię. Taką sprzed krawca. Była młoda i on też. No może trochę starszy, jak to za tamtych czasów bywało. Miłość wisiała w powietrzu. Widywali się całą jesień, zimę i wiosnę. Daty pisano.
Nadeszło lato i jego upalne dni. Oblubieniec pomagał w gospodarstwie przyszłych teściów. Kiedy gorąc zrobił się nie do zniesienia, zamienił długie spodnie na krótkie.
Róża zobaczyła nogi. Chude i owłosione na rudo.
Miłość odeszła wraz z wieczorem.
Różę zaklinano. Różę przeklinano. Daty odwołano.
Chłopiec, o owłosionych na rudo nogach, odszedł bez większego żalu. Takie to czasy.
Byle przed siebie... do następnej wsi, gdzie jakaś panna czeka na zamążpójście.
Znajomość zacznie od odsłoniętych kolan.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
Cena: 80 PLN
środa, 3 kwietnia 2013
Opowieść o wietrze
Wiatr szumiał w wielkim dębie, co koło zabudowań gospodarczych rósł. I choć zabudowania gospodarcze pojawiły się znacznie później niż dąb, to dąb ustąpić musiał. Zbyt mocno szumiał i szumem zagrażał okolicznym dachom.
Wróciłam ze szkoły i oniemiałam. Po dębie został ogromny pień i ciepło w zimowe dni, bo dąb ogień trzyma długo.
Zimowe dni na wsi. Węglowy piec wychłodzony przez noc. Kiedy byłam mała, często spałam z mamą. Rano, nie wysuwając nóg spod pierzyny ubierałam czerwone rajtuzy, których szczerze nie znosiłam. Po omacku usiłowałam nogą w odpowiednią "nogawkę" trafić, nogawka skręcona i pięta zupełnie nie tam, gdzie pięta. Mama mi te rajty odkręcała na nogach. Nie raz uszczypnęła w pośpiechu... bo szkoła, bo praca, bo pies musi jeść dostać. Bo kiedyś, to zmiękczających płynów do płukania nie było. Bo kiedyś, to się psom jedzenie gotowało.
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
wtorek, 30 października 2012
Opowieść o sanitariuszce
Nocą... tuż przed pierwszym śnieżnym atakiem zimy, skromnie i cicho dołączyła do galerii moich drewnianych lalek.
Typ altruistki. Przedrze się przez każdą zaspę gotowa na najwyższe poświęcenia.W torebce termos z herbatą i babski rozum.
Jeśli tej zimy będzie wam źle na ciele i umyśle piszcie! Razem coś wymyślimy!
Wysokość figurki: 15 cm
Średnica figurki: 5 cm
środa, 12 września 2012
Opowieść absurdalno - oniryczna z realizmem pogranicznym w tle, czyli czeski film!
Zrobiłam na FB małą zabawę;)
Nasz wspólna historyjka rozpoczęta za pomocą słów znalezionych w starej gazecie, brzmi następująco;)
- znaleziono szafę...
- lecz zgubiono do niej klucz...
- szafa, na pozór całkiem zwyczajna wydzielała dość niezwykły zapach, coś jakby...
- jaśmin, jakby śliwka ze szczyptą wanilii. I to dudnienie...
- Od niego talerze podskakiwały w szafkach. Jakby ją otworzyć - zastanawiali się...
- Nagle, nie wiedzieć skąd, pojawił się staruszek z czerwonym parasolem i...
- z jej wnętrza, co pewien czas, dobiegało tajemnicze rytmiczne stukanie...
- Staruszek nie bacząc na zgromadzonych, sięgnął do kieszeni i bez słowa wyjął zeń...
- guzik koloru szmaragdowego...
- a na odwrocie tegoż guzika, znajdował się tajemniczy napis, który...
- brzmiał złowrogo:
- "kto dotyka tego guzika" ten...
- przenosi się do świta magii...
- Nagle ktoś zauważył, że szafa ma okrągłe zagłębienie na drzwiach...
- w kształcie czereśni...
- I choć szafa miała ślady pleśni...
- co i tak nie odstraszyło staruszka i po chwili na drzwiach, spostrzegł czeski napis...
- który w wolnym tłumaczeniu brzmiał: "czy patrzysz uważnie?"...
- Nie patrzył...
- ale miał szczęście. To co do niego właśnie się skradało, robiło to co z gracją rycerza w zbroi płytowej. Mógł jeszcze zareagować...
- Gorączkowo zaczął myśleć: "Co robić?!" Kiedy przypomniał sobie o szmaragdowym guziku, który teraz spoczywał głęboko w kieszeni jego płaszcza. Nie zastanawiając się długo, przytknął go do zagłębienia w drzwiach starej szafy...
- Guzik zupełnie nie pasował! "Co też mnie natchnęło, aby czarować tutaj małymi świecidełkami, kiedy można rozwiązać kwestię tak prosto - pomyślał...
- Nie zastanawiając się więcej, połknął guzik i zamknął się w szafie...
- Zamknął oczy, a gdy je otworzył... zobaczył dużo więcej niż ciemność szafy! "Tam do licha! Gdzie ja jestem?!" To była jego pierwsza myśl, gdy ujrzał wielkie zielone...
- wzgórza, porośnięte niewyobrażalnie dużymi roślinami, które przypominały...
- czeski film! Nic nie ma sensu! Staruszek osłupiał, nie wiedział gdzie iść...
- Bał się, że jeśli odejdzie za daleko nie znajdzie już szafy i wtedy...
- Uświadomił sobie, ze nie ma po co wracać! Nie ma nikogo bliskiego, wszyscy go zostawili, a on doskonale sobie z tym radził...
- Ze skarpetki wyciągnął gąsiorek i łyknął sobie...
- Zakręciło mu się w głowie i upadł na...
- coś nieprzyjemnie lepkiego...
- To coś, okazało się być monstrualnie wielkim ślimakiem. Ślimak miał strasznie smutną minę - " nie umiem trafić do domu" - chlipał...
- "Dość tych bredni dziadku! Dokumenty proszę! Co macie w tej szafie?!" - krzyknął pogranicznik...
- Nie potrzebował dużo czasu, by namierzyć u dziadka gigantyczny gąsior z przemycanym spirytusem...
- który schowany był w szafie...
- " Będzie mandacik" - wycedził przez bezzębne usta - "Chyba, że załatwimy to inaczej" - uśmiechnął się cierpko...
- Na co staruszek odparł: " może buteleczkę polskiego spirytusu?"
- Pogranicznik popatrzył na dziadka z politowaniem...
- "Jasne! Rusz trochę głową! Czy ślimaki piją spirytus?!"
- Dziadek poruszył trochę głową. To w lewo, to w prawo... dalej jednak nic nie rozumiał!
- Więc spróbował wierszem:
" Wszystkie lekarstwa na żołądek lub serce
robione są - zdziwisz się Panie wielce,
na spirytusie - oczywiście na tym trunku
co sam nie wzbudza niestety szacunku..."
- Tym czasem księżyc był wysoko.
szafa rozpłynęła się w wieczornej mgle.
Dziadek okazał się babcią,
a ślimak poszedł w swoją stronę.
I tylko dzieci nie mogły zasnąć
zastanawiając się, cóż takiego wydarzyło się dziś wieczorem
na granicy polsko - czeskiej...
Wszystkim razem i każdemu z osobna dziękuję za wspaniałą zabawę! Duch w narodzie nie ginie. Zaglądają do mnie piękne i otwarte umysły! To wielka radość!
A oto szybka ilustracja, będąca jedną z nagród;)
Miłego dnia!
niedziela, 2 września 2012
Opowieść o „wiatrowych modlitwach”
Właściciele wiatraków szanowali demony powietrzne. Potrafili
oni przebłagać Płanetników sposobami znanymi tylko sobie. „Uszanowane” demony,
potrafiły być przydatne, sprowadzając właścicielom wiatraków wiatr korzystny,
nie za słaby i nie za mocny.
Wiatrowe modlitwy poszły w niebo! Płanetnica w koszuli
usianej łąką przepędza chmury tam, gdzie deszcz potrzebny…
A jutro? Jutro bladym świtem jadę na podłódzką wieś! Może
usłyszę coś ciekawego…
Dobrego tygodnia!
Wymiary: 15x15
Oprawa: 20x20
środa, 29 sierpnia 2012
Opowieść o Płanetniku
Raczej człowiecze kształty.. Czasem karzełek w mokrej czapce i kapocie. Czasem jakiś narrator przytwierdzał mu wronie skrzydła, obdarowywał wielkimi łapami, za pomocą których wzbijał się w powietrze. Niekiedy był nim chudy mężczyzna o upiornie bladej twarzy dzierżący w ręce długi kij, czasem małe dziecko, czasem młoda dziewczyna w mokrej koszuli, a innym razem pokraczna baba.
Dziś sięgam do głębokiego
dzieciństwa. Ja i koleżanka z podstawówki. Mamy może po 12 lat… „A” pożycza mi
książkę, która należy do jej starszych braci. Przeczytałam ją wtedy z zapartym
tchem ze trzy razy i żal mi było się z nią rozstawać.
„W kręgu
upiorów i wilkołaków” Bohdana Baronowskiego to nic innego, jak zebrane w całość wieloletnie
badania nad demonologią ludową kilku regionów, również dawnego województwa sieradzkiego
(dziś łódzkiego).
Straszenie dzieci różnymi
postaciami jest stare jak świat. Moi pradziadkowie może już nie wierzyli w
mamuny, południce (choć nie pozwalali mnie zabierać na pola w południe),
latawców czy zmory, ale raczyli mnie historiami, na dźwięk których, wydłużały
mi się uszy.
Książkę z dzieciństwa zakupiłam na allegro i zabrałam na wakacje. Lubię widok
latawców unoszących się nad morzem…
Dziś mam dla Was Latawca, zwanego też Płanetnikiem
(inne nazwy tej powietrznej istoty demonicznej to chmurnik, wietrznik, powiesznik) Istota ta, według
wierzeń ludowych, kierowała obłokami, chmurami i wiatami. W różnych regionach
Polski wyobrażano ich sobie na różne sposoby.
Raczej człowiecze kształty.. Czasem karzełek w mokrej czapce i kapocie. Czasem jakiś narrator przytwierdzał mu wronie skrzydła, obdarowywał wielkimi łapami, za pomocą których wzbijał się w powietrze. Niekiedy był nim chudy mężczyzna o upiornie bladej twarzy dzierżący w ręce długi kij, czasem małe dziecko, czasem młoda dziewczyna w mokrej koszuli, a innym razem pokraczna baba.
Płanetnicy mieli do ludzi raczej
negatywny stosunek sprowadzając deszcz wtedy, kiedy nie był potrzebny i rozpędzając
chmury, kiedy panowała susza. Okazaniem pomocy i szacunkiem można było zyskać przychylność
Płanetnika. Szczególnie dbali o nich właściciele wiatraków.
W Tyńcu w końcu XIX wieku,
niektórzy chłopi wierzyli, że Płanetnikiem był Adam Mickiewicz, który nawet po
śmierci prowadził takową działalność. Kiedy jego ciało spoczywało we Francji,
padały tam obfite deszcze. Kiedy przewieziono go do Polski, we Francji
zapanowała susza, a ulewne deszcze nękały gospodarzy podkrakowskiego Tyńca.
Dla mnie to temat rzeka… a
książka z przeczytana w dzieciństwie niebywałym źródłem inspiracji;)
Miłego!
czwartek, 22 marca 2012
Opowieść o Babie co wróży
Nic tak nie inspiruje jak podróże...
W podróż poślubną wybraliśmy się na Krym. Tamtejszymi "marszrutkami" zjechaliśmy prawie cały półwysep. Kiedy dotarliśmy do Koktjebla (wioseczka - miasteczko) okazało się, że na miejscu trudno o nocleg. Dwaj spotkani po drodze Polacy dowiedzieli się, że idąc wybrzeżem jakieś 4 km, dotrzemy do dzikiej plaży zwanej "Jamałka". Postanowiliśmy od tej pory trzymać się razem. Mając tylko karimaty, bałam się spania pod gołym niebem. Bałam się deszczu. Wtedy młody ukrainiec powiedział do mnie takie słowa:
DOPÓKI NA KSIĘŻYCU MOŻNA WIADRO Z WODĄ POWIESIĆ, PADAĆ NIE BĘDZIE!
Karimaty rozłożone 3 metry od brzegu! 4 noce pod gołym niebem! Najcudniejszy czas podróży! Wróżba się sprawdziła, nie spadła ani kropla deszczu.
I tak oto Baba-Lala wróży na tę wiosnę!
Wymiary: 13x13
Oprawa 20x20
Nic tak nie inspiruje jak podróże...
W podróż poślubną wybraliśmy się na Krym. Tamtejszymi "marszrutkami" zjechaliśmy prawie cały półwysep. Kiedy dotarliśmy do Koktjebla (wioseczka - miasteczko) okazało się, że na miejscu trudno o nocleg. Dwaj spotkani po drodze Polacy dowiedzieli się, że idąc wybrzeżem jakieś 4 km, dotrzemy do dzikiej plaży zwanej "Jamałka". Postanowiliśmy od tej pory trzymać się razem. Mając tylko karimaty, bałam się spania pod gołym niebem. Bałam się deszczu. Wtedy młody ukrainiec powiedział do mnie takie słowa:
DOPÓKI NA KSIĘŻYCU MOŻNA WIADRO Z WODĄ POWIESIĆ, PADAĆ NIE BĘDZIE!
Karimaty rozłożone 3 metry od brzegu! 4 noce pod gołym niebem! Najcudniejszy czas podróży! Wróżba się sprawdziła, nie spadła ani kropla deszczu.
I tak oto Baba-Lala wróży na tę wiosnę!
Wymiary: 13x13
Oprawa 20x20
środa, 23 listopada 2011
czwartek, 20 października 2011
poniedziałek, 10 października 2011
Opowieść o pierwszym śniegu i pierwszym CANDY;)
Pierwszy zapamiętany śnieg, pierwsza zapamiętana przejażdżka na sankach, pierwszy zmarznięty nos i pierwsze zapamiętane słowa kolędy "Chwała na wysokości".
Z okazji setnego wpisu zapraszam na swoje pierwsze CANDY;)
Żeby wziąść udział w losowaniu należy zostawić komentarz;) Pod koniec tygodnia ręka czterolatka wylosuje szczęściarza, do którego
powędruje ten dzielny chłopiec...
Zapraszam;)
Pierwszy zapamiętany śnieg, pierwsza zapamiętana przejażdżka na sankach, pierwszy zmarznięty nos i pierwsze zapamiętane słowa kolędy "Chwała na wysokości".
Z okazji setnego wpisu zapraszam na swoje pierwsze CANDY;)
Żeby wziąść udział w losowaniu należy zostawić komentarz;) Pod koniec tygodnia ręka czterolatka wylosuje szczęściarza, do którego
powędruje ten dzielny chłopiec...
Zapraszam;)
wtorek, 4 października 2011
Opowieść o pewnej piosence
której fragment przytaczam:
"... nie ma słońca
nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato nie jest gorące
tylko zimno i pada, zimno i pada..."
Uciekać trzeba! Na południe... póki nie leje, póki mgły poranne nie zawilgocą piórek, a robaki nie schowają się gdzieś głęboko pod ziemią...
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
której fragment przytaczam:
"... nie ma słońca
nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato nie jest gorące
tylko zimno i pada, zimno i pada..."
Uciekać trzeba! Na południe... póki nie leje, póki mgły poranne nie zawilgocą piórek, a robaki nie schowają się gdzieś głęboko pod ziemią...
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
piątek, 30 września 2011
Opowieść o nieśpiącym rycerzu.
Kiedy już zapadnie zmrok, bajeczka zostanie przeczytana, a światło lamki nocnej przyćmione, jeden rycerz raz po raz otworzy swe oko i sprawdzi czy stópki przykryte i czy przypadkiem małemu ołowianemu żołnierzykowi nie śni się zły wilk...
(pierwszy projekt)
Wymiary: 12x12
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
Kiedy już zapadnie zmrok, bajeczka zostanie przeczytana, a światło lamki nocnej przyćmione, jeden rycerz raz po raz otworzy swe oko i sprawdzi czy stópki przykryte i czy przypadkiem małemu ołowianemu żołnierzykowi nie śni się zły wilk...
(pierwszy projekt)
Wymiary: 12x12
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
Opowieść o żołnierzu i jego papudze.
Pewien żołnierz niewiedzieć czemu miał papugę. Nosił ją na ramieniu przez całe dnie. Papuga jak to papuga, powtarzała wszystko co mówił żołnierz, a żołnierz słuchał jej oniemiały. Zapisywał jej słowa w swej głowie i w końcu wszystko mu się poplątało. Nie wiedział, czy zapisane rozkazy są jego, czy papugi.
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena:: 60 PLN
Pewien żołnierz niewiedzieć czemu miał papugę. Nosił ją na ramieniu przez całe dnie. Papuga jak to papuga, powtarzała wszystko co mówił żołnierz, a żołnierz słuchał jej oniemiały. Zapisywał jej słowa w swej głowie i w końcu wszystko mu się poplątało. Nie wiedział, czy zapisane rozkazy są jego, czy papugi.
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena:: 60 PLN
poniedziałek, 26 września 2011
Opowieść o mieszczuchu.
Ostatni wieczorny spacer. Dni będą krótsze. Mina mało radosna, ręce w kieszeniach, wzrok wbity w czubki butów. Ponaglanie psa. Żeby szybciej sikał, bo zimno i ciemno się robi. Trzeba jeszcze nastawić budzik a przed snem pomarzyć o dalekich podróżach.
Odmiennie i nostalgicznie. Któż z nas nie robił w szkole podstawowej wydzieranek z gazety. Ta gazeta to Dziennik Polski z 19 marca 1941 roku.
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
Ostatni wieczorny spacer. Dni będą krótsze. Mina mało radosna, ręce w kieszeniach, wzrok wbity w czubki butów. Ponaglanie psa. Żeby szybciej sikał, bo zimno i ciemno się robi. Trzeba jeszcze nastawić budzik a przed snem pomarzyć o dalekich podróżach.
Odmiennie i nostalgicznie. Któż z nas nie robił w szkole podstawowej wydzieranek z gazety. Ta gazeta to Dziennik Polski z 19 marca 1941 roku.
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
piątek, 26 sierpnia 2011
Opowieść o kapslu.
Od handlarza starociami, mieszkającego gdzieś pod Paryżem dostałam niedawno kapsel od szampana. Wielu ludzi we Francji zajmuje się kolekcjonowaniem takich kapsli. Na pozór prosty rysunek przedstawiający kilka beczek po odwróceniu do góry nogami objawił mi zupełnie coś innego...
Objawił mi pewnego chłopca, który zimową porą zabrał budkę z ptakami na spacer. Wspiął się na najwyższy pagórek, żeby wraz z nimi podziwiać ośnieżoną okolicę.
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
Od handlarza starociami, mieszkającego gdzieś pod Paryżem dostałam niedawno kapsel od szampana. Wielu ludzi we Francji zajmuje się kolekcjonowaniem takich kapsli. Na pozór prosty rysunek przedstawiający kilka beczek po odwróceniu do góry nogami objawił mi zupełnie coś innego...
Objawił mi pewnego chłopca, który zimową porą zabrał budkę z ptakami na spacer. Wspiął się na najwyższy pagórek, żeby wraz z nimi podziwiać ośnieżoną okolicę.
Wymiary: 13x13
Oprawa: 20x20
Cena: 60 PLN
Subskrybuj:
Posty (Atom)