Opowieść o tym, co tam na Józefa w ten upalny letni wieczór...
Obserwacja turystów. Trochę wina. Praca, którą kocham. Teraz dwie panie zajrzały i się cieszą;)
Uwolnione rysunki przeglądam...
Autobus na Wiśle... jeszcze wiosną wczesną...
a potem... spadł śnieg...
I poszłam do stolarza z ulicy Józefa. Stolarz zasłuchany w "jedyne i prawdziwe" radio...
Wysłuchał mej tyrady i przecząco pokręcił głową!
a potem przyszła odwilż... i lżej na sercu, bo wiosna na progu pracowni ...
Chłopiec uwolniony na drzwiach, jeszcze brązowych! Oooo.... jak ja czekałam na ciepło i czas, kiedy te drzwi wreszcie na biało pomaluję...
a potem spadł śnieg, duuuużo śniegu....
I czas stanął w miejscu. I ręce opadły i skrzydła...
czekanie ma to do siebie, że zawsze się opłaca....
I uwolniłam lisa na Krakowskiej w ciepłych promieniach słońca...
a potem uwolniłam kominiarza....
Na szczęście.
Dał nura w zieloną trawę!
a potem....
W dniu urodzin trzeba się uwolnić. Ja, rower, koszyk, słońce, trawa, wiatr, Wisła, most;)
a potem...
Fala upałów!
Chwilo trwaj!
I lato dziś przyszło...
Z latem. to ja mam tak jak w wierszu Miłosza... najlepsze jest oczekiwanie, bo teraz troszkę mi smutno, że lato zaraz minie!
Dobrego i długiego LATA!!!